Życie i czasy berdacha Wron - Wydawnictwo Foxes Books

Foxes Books
Przejdź do treści
Taką obrałem drogę. Życie i czasy berdacha Wron.
Will Roscoe

Artykuł ukazał się w zimowym numerze magazynu "Montana: The Magazine of Western History" w 1990 roku.
Tłumaczenie Aleksander S. Czejen

Po ukończeniu w 1877 roku West Point porucznik Hugh L. Scott swój pierwszy przydział służbowy otrzymał w Siódmym Pułku Kawalerii, gdzie w korpusie oficerskim zwolniło się wiele miejsc po klęsce Custera sprzed roku. Studiujący język znaków Indian Równin oficer zyskał tym uznanie przełożonych i dowództwo nad indiańskimi zwiadowcami. Tego lata spędził kilka tygodni wśród plemienia Wron. „Byłem zupełnie oczarowany życiem w tej wielkiej wiosce skórzanych namiotów – wspominał – barwą, wesołością, kurtuazją i serdecznością każdego, z którym się tylko spotkałem.”
Scott wkrótce uznał, że jego płócienny namiot słabo chroni przed kurzem i muchami Montany. Szukając chwili ulgi zaszedł do wielkiego namiotu ze skór bizonich Żelaznego Byka (Iron Bull), naczelnego wodza Wron. Młody oficer z miejsca znalazł się w nowym świecie.
„Skórzane ściany namiotu tak nasiąkły dymem z ogniska, że światło słoneczne nie mogło ich przeniknąć. Nikłe, uroczyste światło wewnątrz zdawało się onieśmielać muchy. Wokół zamiecionej do czysta podłogi, wokół ścian, leżały posłania z bizoniej skóry. Przybrany tylko w przepaskę biodrową starzec leżał na wznak na jednej z nich, zawodząc pieśni wojenne i potrząsając grzechotką. Tak dobre samopoczucie biło od niego w tym chłodnym, ciemnym namiocie, że powiedziałem: – Bracie, chciałbym zamieszkać tu z wami, aż do naszego odjazdu, – a on i pani Żelazny Byk zgodzili się na to od razu. Namiot ich był największym i najpiękniejszym, jaki widziałem w życiu.”
Wrony powiadali, że „namiot Żelaznego Byka jest namiotem Słońca.” Był czymś nadzwyczajnym nie tylko z racji swych rozmiarów, ale również dlatego, że wykonano go za zgodą sił nadprzyrodzonych. Według Edwarda S. Curtisa „ten, który ujrzał namiot w jakiejś wizji, stawia go z dwudziestu skór. Jeśli użyje w tym celu osiemnastu, może obrazić duchy, chyba że dozna takiej wizji albo kupi pozwolenie od tego, który jej doświadczył.”
Kiedy po z górą czterdziestu latach Scott znów pojawił się w Montanie, tym razem jako słynny, pozostający w stanie spoczynku generał, przeprowadził szereg rozmów z Wroną, który zbudował namiot Żelaznego Byka. Jego notatki, przechowywane teraz w Państwowym Archiwum Antropologicznym (National Anthropological Archives) stanowią fascynujący obraz historii Wron. Jak Scott mógł się przekonać, Ten, Który Znajduje Ich i Zabija (Finds Them and Kills Them) albo Kobiecy Jim (Woman Jim), rzemieślnik, którego mistrzostwo w garbowaniu i obróbce skór pozwoliło stworzyć namiot z wizji Żelaznego Byka, zajmował szczególną pozycję społeczną w swym plemieniu.
Kobiecy Jim był berdachem, jeśli użyjemy tego przyjętego przez antropologów określenia czyli bote w języku Wron, to znaczy mężczyzną celującym w kobiecych zajęciach, noszącym kobiece suknie i utrzymującym uczuciową i seksualną więź z mężczyznami, nie będącymi berdachami. Jego niezwykłe życie, obejmujące przejście z wędrownego obozu do twardych warunków bytowania w rezerwacie, ujawnia różnice w stosunku Indian i białych do spraw płci i życia płciowego i stanowi nowy rozdział w historii wysiłków Wron zachowania ich dziedzictwa.
Słowa berdache pochodzącego z arabskiego bardaj i oznaczającego męską konkubinę francuscy podróżnicy i handlarze użyli na określenie Indian (a czasem Indianek), którzy przyjęli zachowanie właściwe przeciwnej płci. Berdachowie byli niegdyś znani w całej Ameryce Północnej; ich obecność udokumentowano wśród ponad 130 plemion. Często łączyli oni role męskie i kobiece, a nie tylko naśladowali inną płeć. Świadczy o tym samo słowo bote, które tłumaczy się jako „pół-mężczyzna, pół-kobieta.” Ostatnio badacze uważają berdachów za przedstawicieli trzeciej płci.
O berdachach wśród Wron, zarówno męskich jak i żeńskich, wiemy od najdawniejszych podróżników i handlarzy. Jak mówi wędrujący w latach 1832-34 po Północnych Równinach książę Maksymilian, „mają oni wśród siebie wielu berdachów czyli hermafrodytów.” W roku 1856 handlarz Edwin Thompson Denig również pisze o licznych berdachach wśród Wron. Jego zdaniem przyjęcie roli bote przez chłopców wiąże się z „nawykami z lat dziecięcych,” a szczególnie z upodobania do kobiecego towarzystwa i zajęć. „Owo upodobanie jest czymś naturalnym i nie dającym się kontrolować. Kiedy (chłopiec) ma dwanaście czy czternaście lat i jego nawyki są ukształtowane, rodzice ubierają go w dziewczęce suknie i całe życie mija mu na zajęciach właściwych kobietom.” Denig pisze również o Kobiecym Wodzu (Woman Chief), słynnym żeńskim myśliwym, wojowniku i przywódcy Wron, która zmarła w 1854 roku. „Większość cywilizowanych społeczności rozróżnia tylko dwie płci: męską i żeńską – zauważa – ale o dziwo, ten lud posiada również nijaką.”
Scott pisze, iż bote „cieszyli się szacunkiem swych współplemieńców.” Mało kto im dorównywał w szyciu i zdobieniu koralikami, byli też najlepszymi kucharzami w plemieniu. Antropolog Fred Voget podaje, że bote „przewyższali kobiety w oprawianiu zwierzyny, wyprawianiu skór i innych domowych zajęciach.” Ich tipi „były największe i najlepiej urządzone,” i niezmiernie szanowano ich za dobroczynną działalność. Poświęcając się pracy kobiet, obejmującej wszystko co związane ze skórami, z których wyrabiali odzież, posłania, mokasyny, różnego rodzaju przedmioty i tipi, wolni od rodzenia i wychowywania dzieci berdachowie stali się artystami w swoim rzemiośle.
Status trzeciej płci pozwalał berdachom Wron pełnić również szczególną rolę w sprawach religijnych. Na przykład w uroczystości Tańca Słońca budowano specjalny szałas wokół wysokiego, stojącego pośrodku słupa. Nad tym słupem, będącym symbolicznym łącznikiem między tancerzami i Słonecznym Ojcem, musiały czuwać jednostki same będące pośrednikami między swą społecznością a światem nadprzyrodzonym, „postaciami z przedsionka,” jak się wyraził antropolog Victor Turner. Uroczystość towarzysząca zrąbaniu drzewa przeznaczonego na ten cel wymaga obecności jakiejś cnotliwej czyli wiernej swemu mężowi kobiety, jakiejś branki oraz jednego lub kilku berdachów. Każda z tych osób zajmuje dwuwartościową i silną duchowo pozycję w kulturze Wron. Drzewo ścina bote po wypowiedzeniu tych słów: „Oby wszyscy nasi wrogowie skończyli w ten sposób.”
Wartości europejskich i amerykańskich obserwatorów kazały im jednak wybierać i potępiać obyczaje Wron dotyczące płci i życia płciowego. W 1889 roku, A. B. Holder, lekarz pracujący w agencji Wron, tak podsumowuje swe uwagi na temat berdachów: „Ze wszystkich rodzajów seksualnego zboczenia, to moim zdaniem, jest najbardziej upodlające, jak tylko można sobie wyobrazić.” Dwudziestowieczny antropolog Robert H. Lowie określa wronich berdachów mianem „patologicznych,” „nienormalnych,” „psychiatrycznych przypadków” i „zboczeńców.”
Jednakże historyk Charles Bradley Junior wykazał, że „moralność Wron była po prostu inna, a nie ułomna.” Nawet jeśli jednostki nie uznawały bądź nie mogły się przystosować do roli przypisanej ich płci, to nadal działały z pożytkiem dla swej społeczności. Na przykład celujący w kobiecych zajęciach mężczyzna, wytwarzający na sprzedaż przedmioty, które kupujący nabywa dla ich piękna i podkreślenia swej pozycji niekoniecznie wyrzeka się wyższego statusu na rzecz niższego. Tak często sprawa przedstawia się w społeczeństwie białych, gdzie zawsze niżej ceniono pracę kobiet. Pewien współczesny Wrona mówi jednak: „My nie odrzucamy ludzi w taki sposób jak bywa to wśród białych. Każdy człowiek obdarzony jest jakimś darem.”
W swych notatkach o berdachach Scott pisze następująco: „Kiedy byłem młody, w wielkim obozie Górskich i Rzecznych Wron, rozbitym w 1877 roku u ujścia Wielkorożca, pokazano mi takich pięciu. Uznałem to wtedy za jakieś dziwactwo to przebieranie się w kobiece suknie i zapomniałem o tym, jako że tak wiele ważnych i ciekawych rzeczy cały czas przyciągało mą uwagę. Teraz postanowiłem wykorzystać każdą sposobność, aby prześledzić to zjawisko wśród Indian z różnych plemion.” (1)
Niespotykana ciekawość i obiektywność Scotta sprawiły, że przeprowadził rozmowę z najsłynniejszym berdachem Wron, zostawiając nam rzadki dokument, w którym jakiś berdache opisuje swą rolę swymi własnymi słowami.
Scott przybył do agencji Wron w sierpniu 1919 roku przeprowadzić inspekcję z ramienia Zarządu Komisarzy do Spraw Indian (Board of Indian Commisioners). Musiał już słyszeć o Jimie Miakate czyli Kobiecym Jimie, jak go nazywał, gdyż zaraz po swym przybyciu pozyskał sobie tłumacza i pojechał do jego domu koło St. Xavier nad Rzeką Big Horn, aby się z nim zapoznać.
Znalazł Kobiecego Jima siedzącego w cieniu na dworze, kurującego się z zatrucia krwi. „Miała na sobie perkalową suknię, a włosy zaczesane po kobiecemu” – pisał Scott, oceniając wiek berdacha na jakie sześćdziesiąt pięć lat. Choć gorąco pragnął zapytać go o rolę bote, uznał, że „temat był zbyt delikatny, aby go poruszyć po tak krótkiej znajomości i należało podejść do tego z odpowiednim taktem. Zaczęliśmy od rozmowy o starych, nieżyjących już wodzach Wron, których poznałem w 1877 roku, o Żelaznym Byku, Czarnej Stopie (Blackfoot), Starej Wronie(Old Crow), Dwóch Brzuchach (Two Belly) i innych.” Następnie spytał Jima, dlaczego nosi kobiece suknie.”
– Taką obrałem drogę – odparł berdache.
– Od jak dawna zachowujesz się jak kobieta?
– Od urodzenia, chciałem być kobietą; nigdy mężczyzną. (2)
– Czy ktoś, powiedzmy jakiś człowiek posiadający moc (medicine man), kazał ci zostać berdachem?
– Nie.
– Czy kiedykolwiek śniłeś o tym?
– Nie.
– Czy jakiś duch kazał ci tak postąpić?
– Nie! Czy nie powiedziałem ci, że taka jest moja droga? Jak sięgam pamięcią, robiłem to zawsze, gdyż chciałem to robić. Moim rodzicom się to nie podobało. Bili mnie, zabierali mi dziewczęce sukienki i ubierali mnie w męskie, ale je wyrzucałem i brałem kobiece suknie i lalki.
Kiedy Scott spytał, czy są jeszcze jacyś berdache w plemieniu, Kobiecy Jim odparł, że jest już ostatnim. – Jeszcze niedawno żyło ich trzech, ale pomarli. – W swoim życiu znał ośmiu i dorzucił, że – istnieli wśród nas od niepamiętnych czasów.
Ponownie Scott zapytał czy jakiś duch czy też wizja nakazuje jednostkom zostać berdachami.
– Nie, to coś naturalnego, takimi się już urodzili.
– Jakiego rodzaju wykonują pracę?
– Każdą, jaką trudnią się kobiety.
Widać było, że jest dumna ze swej biegłości w wyprawianiu skór – dodaje Scott – i powiedziała, że wyprawi dla mnie jedną z nich, bym mógł ocenić jej kunszt. Podarowała mi torbę wyplecioną z trawy, jaką otrzymała od Przekłutych Nosów, mówiąc: – Przebyłeś daleką drogę, więc weź to ode mnie.
Kobiecy Jim opisał tak podziwiane przez Scotta tipi, które wykonał dla Żelaznego Byka. „Mówiła, że tipi Żelaznego Byka wykonała z 25 skór i 22 tyczek długości od 36 do 42 stóp, z otworami przy czubkach, przez które przeciągano rzemienie, aby powiązać je na grzbiecie pony. Tyczki te ciągnęły cztery, pięć pony. Wykonała jeszcze jedno równie wielkie tipi. Dolne końce tyczek miały pięć cali średnicy.
Była niezwykle pogodna, wyglądała na całkowicie zadowoloną z siebie, zupełnie nieświadomą jakiejkolwiek nienormalności. Odpowiadając na pytania rzekła z figlarnym uśmiechem, że nigdy nie wyszła za mąż, ale ludzie wiedzą, że ma wszystko i robi wszystko, co robią kobiety.
Kiedy spytałem czy ma jakieś ładne ubrania z jeleniej skóry, powiedziała, że tak, a nogi miała bardzo popuchnięte od trzykrotnego upuszczania zakażonej krwi. Myślała, że umrze i przygotowała już sobie piękną żałobną suknię. Następnie z dumą pokazała mi ciemnoniebieską kobiecą suknie z ozdobami z muszli abalonu, a potem inną ze skóry jeleniej, wyszywaną koralikami, z kobiecym pasem i legginami.
Nie można wprost było oprzeć się jej szczeremu, prostemu i wesołemu sposobowi postępowania, jej autentyczności. Podarowałem jej nieco pieniędzy, które przyjęła z całym dostojeństwem.
– Chciałabym, abyś pojawił się na Święcie Wron – powiedział Scottowi na pożegnanie Kobiecy Jim. – Będę tam rozdawać dary i chciałabym ci coś ofiarować.
W swych notatkach Scott mówi o fotografiach Kobiecego Jima. Poszukiwanie ich w Państwowym Archiwum Antropologicznym doprowadziło do znalezienia trzech zdjęć i listu agenta Wron C. H. Asbury do Scotta z 1928 roku. List ten umożliwia łączność między „Kobiecym Jimem” a innymi relacjami o słynnym wronim berdachu. Asbury pisze w te słowa:
Jakie trzy lata temu mówił Pan, że chciałby mieć jakieś zdjęcie Jima Squaw czyli Tego, Który Znajduje Ich i Zabija z tego rezerwatu w żałobnym stroju, jaki nosił od dłuższego czasu… Przed paroma dniami jakiś wewnętrzny głos oznajmił mu, że może zrobić sobie takie zdjęcie. Jak tylko o tym usłyszałem, urządziłem nań prawdziwe polowanie i znalazłem dziesięć mil od domu, w którym trzymał tę suknię. Zabrałem go tam od razu i zrobiłem trzy zdjęcia, które, jak mam nadzieję, spodobają się Panu.
Wiemy zatem dzięki temu, że Kobiecy Jim to ta sama osoba co Ten, Który Znajduje Ich i Zabija, o którego czynach wzmiankuje kilka innych źródeł. Jego wronie imię brzmi Osh-Tish. Dzięki szczegółom, które zawdzięczamy Scottowi, możemy opowiedzieć teraz historie ostatniego tradycyjnego berdacha Wron.
Urodzony w 1854 roku Ten, Który Znajduje Ich i Zabija należał do odłamu Górskich Wron. Wiek męski osiągnął w końcowych dniach wędrówek po równinach, zyskując sobie szacunek dzięki celowaniu w tradycyjnym rzemiośle wykonywanym przez bote’a. W owych czasach berdachowie rozbijali swe tipi obok siebie i uważano ich za towarzyską grupę. Zwracali się do siebie per „siostra,” a za swego przywódcę uznawali Tego, Który Znajduje Ich i Zabija.
A. B. Holder pozostawił nam chyba najstarszą charakterystykę Tego, Który Znajduje Ich i Zabija. „Jeden ze znanych mi bote – pisał w 1889 roku – jest pięknie zbudowanym mężczyzną o ujmującej powierzchowności, niezwykle sprawnym, cieszy się doskonałym zdrowiem i pogodą ducha. Mierzy pięć stóp i osiem cali wzrostu (ok. 170 cm), waży 158 funtów (ok. 72 kg) i ma szczerą, rozumną twarz, bez zarostu jak na Indianina przystało. Ma trzydzieści trzy lata, a kobiece suknie nosi od lat dwudziestu ośmiu.” Holder ofiarował temu bote pieniądze za to, by mu pozwolił się zbadać. Wierny dziewiętnastowiecznej wierze w biologiczny determinizm lekarz zbadał genitalia berdacha, by sprawdzić czy „ich układ i kształt odpowiadają normom”; odpowiadały. Holder podaje, że od dwóch lat współżyje on z pewnym wybitnym Wroną. „Nie znaczy to jednak – pisze – iż bote zadaje się tylko z jednym mężczyzną. Podobnie jak kobiety z tego plemienia gotów jest zaspokoić każdego mężczyznę, pragnącego jego usług.”
Jednak pośród Wron Ten, Który Znajduje Ich i Zabija cieszył się szacunkiem i sympatią. W niemałym stopniu stało się to za sprawą wydarzenia, które zaszło, kiedy miał dwadzieścia kilka lat i dało mu imię, pod jakim Wrony zapamiętali go na zawsze.
W 1876 roku Ten, Który Znajduje Ich i Zabija zmienił się w wojownika w dniu, gdy dołączył do oddziałów generała George’a Crooka w bitwie nad rzeką Rosebud. Jak mówi historyk J. W. Vaughn, bitwa nad rzeką Rosebud, choć mniej znana od tej, stoczonej osiem dni później przez Custera, „zaangażowała więcej wojska, pochłonęła mniej ofiar, trwała prawie cały dzień i miała daleko większe znaczenie.” Siuksowie i Szejenowie, którzy zmusili Crooka do odwrotu, mogli teraz zniszczyć oddział Custera nad Little Big Horn.
Wrony wzięli udział w tych bitwach, gdyż masowe najście przez odwiecznych wrogów ich ojczyzny zagroziło ich wioskom i terenom łowieckim. Kiedy wysłannicy Crooka przybyli z prośbą o pomoc, „ofiarowało siebie” 175 wronich wojowników. Wśród nich znaleźli się Plenty Coups, który miał stać się ostatnim starej daty wodzem Wron oraz Ten, Który Znajduje Ich i Zabija, ostatni dawny bote. Ten drugi mógł dołączyć do wyprawy, aby pomścić kogoś bliskiego lub spełnić to, co nakazano mu podczas wizji albo też dla obu tych powodów. Kiedy Wrony zjawili się w obozie Cooka, pewien dziennikarz zauważył wśród nich trzy kobiety – „żony wodzów.” Jedną z nich był bez wątpienia młody bote. Wzmocniona przez Wrony i Szoszonów kolumna Crooka, licząca 47 oficerów, 1000 żołnierzy oraz 1900 koni i mułów ruszyła w górę Rosebud.
Rano 17 czerwca, po kilku godzinach forsownego marszu, Crook zarządził postój i wraz z ze swymi oficerami zasiadł do gry w karty. Na tę chwilę przypadło natarcie Siuksów i Szejenów, który powstrzymali indiańscy sojusznicy, dając czas na przyjście do sprawy swym białym kolegom. „Gdyby nie Wrony - wspominał jeden z uczestników bitwy - Siuksowie wybiliby z połowę naszego oddziału, zanim żołnierze zdążyliby stawić czoło atakowi.” Wrony i Szoszoni przynajmniej dwukrotnie w tym dniu zapobiegli katastrofie: raz ratując pozycję samego Crooka, a drugi raz odcięty przez wrogów oddział wojska. Śmiałymi czynami ratowali również poszczególnych towarzyszy broni. Takim właśnie czynem popisał się Ten, Który Znajduje Ich i Zabija.
Młoda Dobra Tarcza (Pretty Shield) żegnała wojowników ze swej wioski wyruszających na pomoc Crookowi. Po pięćdziesięciu latach opowiadając o ich przygodach dziennikarzowi Frankowi Lindermanowi, zapytała:
– Mówiłam ci kiedykolwiek o kobiecie, która walczyła przeciw Trzem Gwiazdom nad Pączkiem Róży (Rosebud)?
– Nie – odparłem zadziwiony.
– Ach – zachichotała – oni nie lubią o tym wspominać, ale ja ci o tym opowiem. Wszyscy Wrony o tym wiedzą. Nic nie ukradnę mężczyznom, jeśli ci o tym opowiem.
– Tak, wronia kobieta walczyła z Trzema Gwiazdami nad Pączkiem Róży, a w zasadzie walczyły dwie, choć jedna nie była ani kobietą ani mężczyzną. Wyglądała jak mężczyzna, ale nosiła kobiece suknie i miała serce kobiety. Wykonywała też wszelkie kobiece prace. Nazywała się Ten, Który Znajduje Ich i Zabija. Nie była już mężczyzną, a jeszcze nie kobietą. I była mądrzejsza od kobiety – dorzuciła zabawnym, lewo dosłyszalnym szeptem.
– Druga kobieta – ciągnęła dalej – była szaloną, która nie miała swego mężczyzny. Była złą i waleczną. Nazywała się Inna Sroka (The Other Magpie) i była piękna.
Dobra Tarcza opowiedziała jak „szalona” i „pół-kobieta” swymi walecznymi czynami przyniosły sławę Wronom. Kiedy jakiś Lakota zranił wojownika zwanego Byczym Wężem (Bull Snake), który spadł z konia, Ten, Który Znajduje Ich i Zabija „rzuciła się w jego stronę, zeskoczyła na ziemię i osłoniła go, strzelając do Lakoty tak szybko, jak tylko mogła załadować karabin.” Inna Sroka jeździła wokół nich, w swej pieśni wojennej obrzucając obelgami Lakotów i potrząsając laską do zadawania coup. Jak mówi Dobra Tarcza:
– Obie te kobiety spodziewały się śmierci w tym dniu. Ten, Który Znajduje Ich i Zabija bojąc się, że Lakotowie znajdą ją martwą w kobiecych sukniach, zamieniła je na męskie przed rozpoczęciem bitwy. Gdyby więc ją zabito, Lakota nie mieliby okazji do wyśmiewania jej, że leży na pobojowisku w kobiecym ubraniu. Widzisz, nie chciała, by wrogowie przypuszczali, że była mężczyzną ukrywająca się w kobiecej odzieży.
W chwili gdy Inna Sroka uderzyła Lakotę swą laską, Ten, Który Znajduje Ich i Zabija trafił go kulą. „Inna Sroka wzięła jego skalp – wspomina Dobra Tarcza. – Widziałam ją, jak wymachiwała nim, kiedy wraz z innymi wracała do wioski. Tak, widziałam też, jak pocięła ten skalp na wiele części, aby mężczyźni mieli więcej skalpów podczas tańca… Mężczyźni nie opowiedzieli ci o tym – rzekła poufnie Dobra Tarcza – ale ja tak… i mam nadzieję, Mówiący Znakami, że opiszesz to w książce, bowiem wszystko to jest prawdą.” (3)
Inna brawurowa akcja wydarzyła się po tym, jak pułkownik Guy V. Henry dostał kulę, która przeszła mu przez oba policzki i uszkodziła nerw wzrokowy jednego oka. Oszołomiony Henry siedział przez kilka minut w siodle, wystawiony na ostrzał wroga, zanim zwalił się na ziemię. „Zajmujący w tym miejscu pozycję – pisał naoczny świadek – załamani upadkiem tak walecznego oficera cofnęli się nieco, zaś Siuksowie ruszyli galopem w jego kierunku.”
– Rzuciliśmy się ku nim ponad ciałem jednego z wodzów Trzech Gwiazd – opowiadał po latach Plenty Coups – którego postrzelono pod oczami, tak że ciało odpadało mu z potrzaskanych kości. Dzięki nam ocalił życie i skalp. – Cierpienia Henry’ego jednak nie zakończyły się na tym. – Przywiązali dwie tyczki między dwa muły i na rozpostartym na nich kocu ułożyli rannego wodza. Kiedy muły zaczęły wlec się pod strome wzgórze, sznury pękły i zwierzęta pognały naprzód, a cierpiący wódz potoczył się w dół po zboczu… Żaden Indianin nie postąpiłby w ten sposób z kimś ciężko rannym.
Kobiecy Jim opowiadał Scottowi, że „walczyła z generałem Crookiem (Trzy Gwiazdy) 17 czerwca 1876 roku nad Rosebud i że na drugi dzień oficer postrzelony w twarz wypadł z ambulansu czy też z travois twarzą w błoto i śmiał się bardzo, kiedy go stamtąd wyciągnęła.” Inny świadek mówi, że „kiedy oczyszczono go z błota i wodą zwilżono gardło, ktoś niezbyt rozsądnie zapytał, jak się czuje. „Kapitalnie – padła jego nieoczekiwana odpowiedź – nigdy w życiu nie czułem się lepiej. Wszyscy są tak dla mnie mili.”
Następnego dnia Wrony i Szoszoni pożegnali się z żołnierzami Crooka.
– Chwila powrotu wronich wilków (wojowników) i tych dwóch kobiet do naszej wioski – wspomina Dobra Tarcza – była jedną z najpiękniejszych, jakie pamiętam... Byłam dumna z obu, nawet z tej szalonej, gdyż była tak odważna. Widziałam też, że to one opiekowały się rannym Byczym Wężem, kiedy wjeżdżali do obozu.
– Ach, jaka wtedy panowała radość!
Warto zauważyć, iż Dobra Tarcza uważa „prawdziwą” kobietę ze swej opowieści za zachowującą się mniej normalnie od berdacha. U białych ludzi można by się było spodziewać odwrotnej oceny. Ponieważ jednak Ten, Który Znajduje Ich i Zabija był zawsze pół-mężczyzną, więc jego uczestnictwo w czysto męskim zajęciu, jakim jest wojna, zainteresowało bardziej kobiety niż innych wojowników. Opowiadanie Dobrej Tarczy zadaje również kłam mniemaniu, jakoby berdachami byli mężczyźni chcący tylko uniknąć obowiązków płynących z zaszczytnej, „supermęskiej” roli wojownika na Wielkich Równinach.
Strata tylko jednego wojownika sprawiła, że Wrony wracali znad Rosebud w znakomitych nastrojach. Jednak w następnym dziesięcioleciu z ich kulturą i społeczną organizacją nie powiodło się już tak dobrze. Czasy, kiedy młody Wrona mógł wsławić się na wojnie, a berdache dzięki budowaniu namiotów, zbliżały się ku końcowi. – Kiedy odeszły bizony – powiedział Plenty Coups – serca mych współplemieńców upadły na ziemię i nie byli już w stanie znowu ich podnieść. Później nie zdarzyło się już nic. – Nie ma już czego wspominać – mówiła gorzko Dobra Tarcza – gdyż nie robiliśmy już nic.
W latach tysiąc osiemset siedemdziesiątych życie Wron znalazło się pod całkowitą kontrolą rządu Stanów Zjednoczonych. Sytuacja ta szczególnie ciążyła Wronom, którzy nigdy nie walczyli z Amerykanami i nie zostali przez nich pokonani. Ideologia tej epoki nie dopuszczała jednak kulturowej różnorodności. Wszyscy Indianie, niezależnie od tego czy byli przyjaźni czy też wrodzy białym, musieli zasymilować się ze społeczeństwem tych ostatnich. W praktyce oznaczało to rygorystyczne podporządkowanie społecznego i religijnego życia Indian agentom, nauczycielom, misjonarzom i wojsku. Ci „rzecznicy asymilacji” nie zawsze ściśle współpracowali ze sobą, ale przyświecały im te same cele.
Polityka lat tysiąc osiemset osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w dziedzinie przyznawania ziemi poszczególnym jednostkom, zmniejszania rezerwatów i przymusowego nauczania jest powszechnie znana, ale równie dramatyczne zmiany zaszły w sferze życia płciowego i roli płci. Agenci i urzędnicy cały czas ubolewali nad rozwiązłymi obyczajami Wron. – Nie znam żadnego indiańskiego plemienia, którym tak wszechwładnie rządziłby grzech” – pisał w 1887 roku agent Henry E. Williamson. W 1889 roku Holder przypisywał uznawanie bote „nie jakiemuś szacunkowi, jakim jest darzony, ale zdegenerowanym obyczajom ludzi, wśród których żyje.” Agenci energicznie przystąpili do „walki z wszechobecnym dotąd grzechem” przez „wymierzanie surowych kar.” Nawet w początkach następnego stulecia karali więzieniem tych co współżyli płciowo przed ślubem i poza małżeństwem, posiadali kilka żon, pobierali się i rozwodzili zgodnie ze starym obyczajem. Legalne małżeństwa zawierano przez doprowadzanie nowożeńców pod strażą przed oblicze chrześcijańskiego kapłana.
Także i Ten, Który Znajduje Ich i Zabija nie uniknął tej nagonki. „Agenci co jakiś czas próbowali zmusić go do noszenia męskiej odzieży – pisze Lowie – ale sami Indianie sprzeciwili się temu, mówiąc, że jest to wbrew jego naturze.” W roku 1982 plemienny historyk Wron Joe Medicine Crow opowiedział o tych wydarzeniach Walterowi Williamsowi:
Jednym z agentów pod koniec lat tysiąc osiemset dziewięćdziesiątych był Briskow (Briscoe), a może Williamson. Wyprawiał on niesamowite rzeczy. Próbował dokuczać Osh-Tischowi, najbardziej szanowanemu bade. Więził każdego bade, kazał ścinać im włosy i nosić męskie ubrania. Zmuszał ich do ciężkiej pracy, kazał im sadzić drzewa, które widać tutaj, na obejściu należącym do Biura do Spraw Indian. Wzbudziło to taki gniew ludzi, że wódz Ładny Orzeł (Pretty Eagle) zaszedł do agencji i kazał Briskowowi wynosić się z rezerwatu. Próby zmieniania ich było istną tragedia, Briskow postępował jak człowiek niespełna rozumu. (4)
Co zadziwia w tej relacji to interwencja wodza. W innych plemionach wpływ misjonarzy i nauczycieli skutecznie zniechęcał Indian do obrony berdachów. W roku 1879 jedyny berdach Hidatsów uciekł do Wron po tym, jak jego agent kazał go rozebrać, ściąć warkocze i włożyć nań męskie ubranie. Wrony nadal postrzegali tych osobników za nieodłącznych, koniecznych wręcz członków swej społeczności i wódz poczytywał sobie czuwać, by nie stała im się żadna krzywda.
Wysiłki zmian w obyczajach Wron tyczących płci i życia płciowego miały też inną postać. Dzieci musiały uczęszczać do zamiejscowych szkół z internatem, gdzie wszelkie przejawy rodzimych zwyczajów i języka były surowo karane. Chłopcy i dziewczęta byli ściśle odosobnieni, a tym drugim nie wolno było opuścić szkoły, dopóki nie znaleziono im mężów. W takich warunkach chłopcom o skłonnościach berdacha nie mogło się dobrze powodzić. Holder wspomina o wronim chłopcu z końca lat tysiąc osiemset osiemdziesiątych, którego przyłapano na potajemnym ubieraniu się w kobiece suknie. „Karano go za to, aż wreszcie uciekł ze szkoły i został bote, którym jest do tej pory.”
Wrony woleli szkółki niedzielne prowadzone przez stowarzyszenia religijne, co pozwalało dzieciom na powrót do domu każdego dnia. Stało się jednak tak, że starania wronich rodzin z okolic Lodge Grass o własną szkołę kazały im sprowadzić do rezerwatu jeszcze jednego „rzecznika asymilacji.” W 1902 roku delegacja pod przewodem Tajemniczej Wrony (Medicine Crow) udała się do Sheridan we Wyomingu, aby prosić o pomoc młodego pastora kościoła baptystów Williama A. Petzoldta. „Wrony nie prosili o ewangelię – pisał jeden z dziejopisów tego kościoła – chcieli szkoły, ale przybycie Petzoldtów oznaczało przybycie ewangelii.”
Wielebni państwo Petzoldtowie poświęcili temu celowi resztę życia, oddając - tak jak wielu misjonarzy - cenne usługi i pozyskując sobie na zawsze przyjaźń sąsiadów. Równocześnie jednak zajęli się z pasją zmienianiem kultury Wron. W swoich kazaniach Petzoldt potępiał nie tylko tańce i zwyczaje małżeńskie Wron, ale także działalność bote. „Kiedy w 1903 roku przybył misjonarz baptystów Peltotz (sic) – opowiadał Thomas Yellowtail – potępił nasze tradycje, w tym również bade. Kazał członkom wspólnoty trzymać się z dala od Osh-Tisha i innych bade.”
Niemniej niedzielna szkółka baptystów, otwarta w 1909 roku, cieszyła się wielką popularnością. Rodzice obozowali w pobliżu, a dzieci przyjeżdżały do szkoły konno. O ile jednak i katoliccy i protestanccy misjonarze wzywali Wrony do porzucenia „fałszywej wiary” i „dziwacznych obyczajów,” to Wrony przyjęli iście ekumeniczną postawę, łącząc chrześcijaństwo z dawnymi wierzeniami. Ostatecznie ciskane przez Petzoldta gromy na berdachów nie wpłynęły na postępowanie ani na stanowisko Tego, Który Znajduje Ich i Zabija, ale wpłynęły na postawę członków młodszego pokolenia. Według Thomasa Yellowtail Petzoldt „nie przestawał nękać Osh-Tischa aż do jego śmierci... Tym można chyba tłumaczyć, dlaczego po śmierci Osh-Tisha nikt już nie podjął się roli bade.”
Kiedy Scott zapoznał się z Kobiecym Jimem, berdache wciąż zajmował „zaszczytną pozycję” w plemieniu, mimo szykan ze strony agentów, nauczycieli i misjonarzy. W latach tysiąc osiemset osiemdziesiątych otrzymał na własność ziemię w okolicy St. Xavier i w spisie powszechnym figuruje jako głowa własnej rodziny obejmującej siostrzeńca, siostrzenicę, brata oraz innych dorosłych i dzieci. W 1891 roku mieszkał już jednak sam z chłopczykiem będącym jego adoptowanym synem o imieniu Przyprowadzającym Słynne Konie (Brings Horses Well Knows). Ciekawe, że spis z 1895 roku mówi o adoptowanej córce, więc najpewniej będący w średnim wieku berdache wychowywał dziecko swojej trzeciej płci. W każdym razie Przyprowadzający Słynne Konie żył z Tym, Który Znajduje Ich i Zabija do 1904 roku, kiedy to skończył szesnaście lat.
Ten, Który Znajduje Ich i Zabija posiadał wielu oddanych, daleko również mieszkających przyjaciół, a wśród nich Przekłutych Nosów z Idaho oraz Mandanów i Hidatsów z Fort Berthold w Północnej Dakoty. Zaprzyjaźnił się na koniec nawet z agentami Wron. Pod koniec wieku regularnie odwiedzał żonę agenta Reynoldsa, której sprzedawał wyplatane przez Przekłutych Nosów torby z trawy. Córka państwa Reynoldsów Carolyn wspominała „Maracotę Jima” jako „miłego” i „przyjaznego” człowieka. Chociaż życie Wron zmieniło się nie do poznania, Ten, Który Znajduje Ich i Zabija w dalszym ciągu potrafił wykorzystać swą tradycyjną wiedzę i umiejętności. W roku 1926 berdache, który niegdyś słynął ze zszywania bizonich skór, otrzymał na Targach Hrabstwa Yellowstone wstęgę za uszytą przez siebie pościel. Zdobył również pierwszą i drugą nagrodę za przygotowanie dzikich korzeni, jagód i mięsa, przyrządzanych i suszonych według starych wronich przepisów.
Ten, Który Znajduje Ich i Zabija zmarł 2 stycznia 1929 roku w wieku siedemdziesięciu pięciu lat. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wyszedł zwycięsko z trzydziestoletnich zmagań z tymi, którzy chcieli odmienić jego „drogę,” to jego historię możemy uznać za jeden z osobistych triumfów w historii czerwonoskórych.
Przypisy:
1. Scott pisze o berdachach pośród Arapahów, Kaddów, Komanczów, Dakotów, Kiowów, Płaskogłowych, Przekłutych Nosów i Południowych Szejenów. Nikt przed nim nie wspominał o bardachach wśród Kiowów i Komanczów.
2. Status berdacha u Indian Równin często wiązał się ze snem lub wizją kobiecego bóstwa.
3. Plenty Coups nie wymienił wśród wronich weteranów znad Rosebud Tego, Który Znajduje Ich i Zabija, kiedy pod koniec drugiej dekady 20 wieku opowiadał o tej bitwie.
4. Williamson był agentem od grudnia 1885 do maja 1888 roku. Po nim przybył Briscoe, który pracował do czerwca następnego roku. Williamson ustąpił wśród zarzutów co do sposobu wynajmowania przez niego pastwisk i nieudolności okazanej podczas powstania Nosiciela Szabli (Sword Bearer).
Wróć do spisu treści